banner


Można by pomyśleć, że takie rzeczy to… raczej w kinie. A jednak: w samym centrum Mazowsza, w postaci pięciu ton marmurowych rzeźb i fragmentów architektury, zmaterializował się archeologiczny sukces, wypracowany w atmosferze intelektualnej ( i nie tylko) przygody.

            Cała historia zaczęła się w końcu roku 2008, wraz z początkiem współpracy dr Justyny Jasiewicz z Instytutu Informacji Naukowej i Studiów Bibliologicznych UW, dr. Huberta Kowalskiego z Instytutu Archeologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Marcina Jamkowskiego - z wykształcenia chemika, z zawodu reportera, a z zamiłowania wspinacza i płetwonurka. Efektami wspólnej pracy pochwalili się po trzech latach na konferencji prasowej w gmachu dawnej biblioteki UW. "Oto wracają zabytki, które przez 350 lat uważano za zaginione, i których nikt nie spodziewał się jeszcze zobaczyć" – oznajmił dziennikarzom Jamkowski, wskazując na podest przed stołem konferencyjnym, z trudem mieszczący próbkę tego, co jeszcze tydzień wcześniej z okładem leżało na dnie Wisły.

Było to kilkadziesiąt elementów dekoracji rzeźbiarskiej i architektonicznej, zdobiącej wnętrza rezydencji królewskich XVII-wiecznej Warszawy. Jeden z nich wstępnie zidentyfikowano jako herb rodowy Wazów, a jego wiek oceniono na ok. 1610 rok. Prawdopodobnie był to element wystroju Zamku Królewskiego lub Villa Regia (dzisiejszego Pałacu Kazimierzowskiego - siedziby władz UW). „Są to prawdopodobnie elementy z I fazy przebudowy wnętrza zamku, z której nie zachowały się żadne ślady materialne, nie ma nawet dokumentów i rysunków obrazujących, jak mógł w tamtym okresie wyglądać" – tłumaczył Marcin Jamkowski.

Wszystkie te kamienne dekoracje archeolodzy wydarli Wiśle. Te zaś nie trafiłyby w odmęty, gdyby nie zbytnia zachłanność, pośpiech albo zwykły pech kilku Szwedów, spławiających na łodziach zrabowane z Warszawy dobra. W źródłach archiwalnych można znaleźć wzmianki na temat dzieł sztuki, zrabowanych podczas potopu szwedzkiego i wysyłanych łodziami w dół Wisły, gdzie przeładowywano je na statki i wywożono do Szwecji. "Rabowano wszystko” – mówił na konferencji dr Hubert Kowalski. „Nawet posadzki, kolumny, fragmenty obramień, rozkładano drzwi i portale".



Nie mniej ciekawe od efektu były poszukiwania. Zaczęło się od żmudnego badania materiałów źródłowych, kwerend archiwalnych i bibliotecznych, szukania wzmianek dotyczących wypadków podczas żeglugi. Wynikało z nich, że łodzie nadmiernie obciążone zrabowanymi dobrami tonęły, a łupy ginęły w wiślanym nurcie. I właśnie taka hipoteza znalazła potwierdzenie w historycznym odkryciu warszawskich piaskarzy, dokonanym przypadkowo w 1906 r.
Jak donosiły stołeczne gazety, piaskarze pracujący na Wiśle na w okolicach Cytadeli natrafili na dnie rzeki na zabytki. Część wyłowionych wówczas fragmentów uległa zniszczeniu w czasie wojny, ale część trafiła do zbiorów Muzeum Historycznego m. st. Warszawy, m.in. marmurowa rzeźba pochodząca z ogrodów Pałacu Kazimierzowskiego. Podczas kwerend archiwalnych natrafiono też na fotografie przedstawiające piaskarzy w łodzi wyładowanej cennymi elementami architektonicznymi, które trafiły do stołecznych muzeów.
Po 1906 r. nikt nigdy nie powrócił do poszukiwań zrabowanych zabytków - mimo wspomnień piaskarzy twierdzących, że wydobyli tylko część rzeźb leżących na dnie. Wspominali też, że jedna z rzeźb – wspaniały marmurowy orzeł – ze względu na swój ciężar, zerwała liny i wpadła z powrotem do wody.

W marcu 2009 r. do zespołu dołączyli kolejni eksperci, a równolegle do prac archiwalnych trwały analizy i typowanie potencjalnego miejsca, gdzie mogą spoczywać rzeźby. Dr Piotr Kuźniar z Politechniki Warszawskiej udostępnił swój zbiór historycznych map Wisły. Dzięki „nałożeniu” na siebie map z różnych okresów udało się ustalić, jak na wysokości Cytadeli zmieniało się koryto Wisły. Była szansa, że rzeźby nadal spoczywają w wodzie. Ale też braliśmy pod uwagę także scenariusz pesymistyczny, mówiący, że są one już całkowicie wtopione w strukturę miasta i spoczywają od lat pod jezdniami Wisłostrady – przyznała dr Justyna Jasiewicz.

Po wytypowaniu obszaru, na którym mogą spoczywać zabytki, rozpoczęto pomiary dna Wisły z wykorzystaniem specjalistycznych urządzeń, w tym sonarów, echosondy oraz sub-bottom profilera. "Chcieliśmy namierzyć pozostałość po tym, co wyłowili piaskarze w 1906 i sprawdzić, czy nie ma śladów po innych, ewentualnych wypadkach szkup" - opowiadał Marcin Jamkowski. Być może żaden inny odcinek dna Wisły nie został tak dokładnie i gęsto wymierzony (koordynaty GPS, „obrazy” dna rzeki, wyniki pomiarów z wykorzystaniem specjalistycznych urządzeń pomiarowych). Analiza wyników pozwoliła wskazać wymagające dokładniejszych oględzin obiekty „nienaturalnego pochodzenia”.

W badaniach zaplanowanych na 2010 rok przeszkodziła powódź. Coraz to nowe fale powodziowe pokrywały dno grubą warstwą osadu i mułu, który zasłonił wszystkie wytypowane wcześniej obiekty. Plus był zaś taki, że wysoki poziom wód umożliwił jesienią wpłynięcie na miejsca wcześniej niedostępne dla łodzi wyposażonej w sprzęt pomiarowy, np. nad łachy i brzegi. Można też było ustalić, że większe obiekty nie zmieniają swojego położenia nawet pod wpływem działania dużych mas wody.

Od czerwca 2011 do prac włączyli się nurkowie. W październiku i listopadzie ostatecznie zlokalizowano zabytki i wydobyto je na powierzchnię. „Wszystko, co można było wydobyć – wydobyliśmy. Amatorzy archeologii i poszukiwacze skarbów nie mają już czego szukać” - zapewniał dr Kowalski. Dodał jednak, że razem z kolegami planuje kontynuację badań i przeszukiwanie kolejnych miejsc, „wobec których mają podejrzenia graniczące z pewnością, że coś tam będzie”.

Po konserwacji zabytki trafią do Muzeum Historycznego m.st. Warszawy.

Anna Szalak



Projekt „Wisła 1655-1906-2009 – Interdyscyplinarne badania dna rzeki” został zainicjowany pod koniec 2008 r. na Uniwersytecie Warszawskim. Jego celem było zlokalizowanie i wydobycie zabytków zrabowanych z rezydencji królewskich XVII-wiecznej Warszawy w 1655 r. i zatopionych w Wiśle na jej warszawskim odcinku. Oprócz dr. Kowalskiego, dr Jasiewicz i Marcina Jamkowskiego w badaniach uczestniczyli też dr Andrzej Osadczuk z Uniwersytetu Szczecińskiego, dr Piotr Kuźniar z Politechniki Warszawskiej i dr hab. Grzegorz Kowalski z Wydziału Fizyki UW oraz liczni eksploratorzy i osoby specjalizujące się w pracach podwodnych. Projekt „Wisła 1655-1906-2009 – Interdyscyplinarne badania dna rzeki” przeprowadzono przy współpracy z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Narodowym Instytutem Dziedzictwa. Wsparcia finansowego udzielili tez: Urząd Miasta Stołecznego Warszawy, Wydział Historyczny UW, Wydział Geologii UW, Instytut Archeologii UW i Klub Absolwentów UW. Podczas prowadzonych badań współpracowano z Komisariatem Policji Rzecznej w Warszawie, Komendą Wojewódzką Państwowej Straży Pożarnej i Komendą Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Legionowie.