banner


„Szczęściem jest krzesło, które nagle staje, gdy chce się usiąść między dwoma innymi.”
(George Bernard Shaw)

sztumski nowyCztery miesiące temu, 20. marca obchodzono Międzynarodowy Dzień Szczęścia, ustanowiony przez Zgromadzenie Ogólne ONZ w 2012 r. na podstawie Rezolucji z dn. 28.06.2012 r., w której stwierdza się, że "Dążenie do szczęścia jest podstawowym celem człowieka".
Zwrócono się do wszystkich państw o upowszechnienie edukacji o szczęściu i podjęcie działań mających na celu podnoszenie świadomości na temat dążenia do szczęścia. W odpowiedzi na ten apel postanowiłem podzielić się swoją refleksją o szczęściu.

Czym jest szczęście?

Władysław Tatarkiewicz w swoim znakomitym dziele „O szczęściu” wyróżnia cztery sposoby rozumienia szczęścia:

• Wybitnie dodatnie wydarzenia wpływające pozytywnie na bieg życia jednostki.

• Wybitnie dodatnie przeżycie wewnętrzne jednostki.

• Posiadanie największej ilości dóbr materialnych i duchowych.

• Zadowolenie z dotychczasowego życia.

Definiuje on szczęście jako trwałe, pełne i uzasadnione zadowolenie z życia. Jednak od opublikowania tej książki minęło już 60 lat, w ciągu których dokonał się znaczny postęp w nauce i filozofii. W związku z tym rozwinęły się badania dotyczące szczęścia w różnych subdziedzinach nauki i pojawiły się inne sposoby rozumienia go.
Mimo to, wciąż aktualne jest dwojakie rozumienie szczęścia podane przez W. Tatarkiewicza: dobre samopoczucie przypadkowe (doraźne lub chwilowe) oraz długotrwałe. Przy tym pierwsze może przekształcić się w drugie, jeżeli całe życie układa się w ciąg chwil dobrego samopoczucia, co jest raczej mało prawdopodobne.

Szczęście jest pojęciem względnym, różnie pojmowanym w zależności od przynależności do danej społeczności (grupy społecznej), ze względu na różne czynniki zewnętrzne i wewnętrzne (świadomość, kulturę, wierzenia, psychikę itp.), oraz ze względu na czas (cechy charakterystyczne społeczności oraz jednostek zmieniają się w trakcie postępu cywilizacji).

Obecnie, w zależności od tego, przedmiotem jakiej nauki jest szczęście, wskazuje się na sześć sposobów rozumienia go: psychologiczne, filozoficzne, edukologiczne, teologiczne, ekonomiczne i fizykalne (przyrodoznawcze).

Ujęcie psychologiczne. Psychologowie zazwyczaj określają szczęście na trzy sposoby:

• jako hedonia, czyli przyjemne życie, które obejmuje pozytywne doświadczenia, w tym zadowolenie, nadzieję i przyjemność zmysłową.

• Jako eudajmonia, czyli zaangażowanie życiowe.

• Jako sensowne życie, które odnosi się do chęci uczestniczenia w czymś większym od siebie.

Do niedawna, problem szczęścia nie był dla psychologów tak ważny, jak nieszczęścia. Badanie przeprowadzone przez Davida Myersa na temat ilości artykułów opublikowanych w „Psychological Abstracts" w latach 1987 – 2000 pokazało, że 70 856 artykułów było o depresji, 57 000 o lęku, 8 072 o złości, a tylko 5 071 o zadowoleniu z życia, 2 958 o szczęściu i 851 o radości.

Sytuacja ta polepszyła się w ostatnich latach dzięki wprowadzeniu tzw. psychologii pozytywnej. Psychologowie definiują szczęście jako niezwykle silną pozytywną emocję i idealny, trwały stan intensywnego zadowolenia. A za Philippem Mayringiem odróżniają aktualne przeżywanie szczęścia, albo przyjemności (stan) od szczęścia rozwijanego biograficznie, czyli szczęście rozumiane dwojako - jako chwilowy stan i jako trwałą cechę charakteru. W zasadzie jest to cecha niemierzalna, ale psychologowie z powodzeniem mierzą poziom zadowolenia z życia, czyli pośrednio wielkość szczęścia.

Natomiast przyrodoznawcy i inni specjaliści próbują mierzyć szczęście za pomocą innych parametrów. Jerzy Lechowski, profesor Międzynarodowej Akademii Nauk w San Marino, na podstawie założeń, że:
- człowiek jest układem fizycznym (cybernetycznym) i
- istnieje ścisły związek między fizyczno-technicznym pojęciem dobroci a dobrocią w sensie ogólnym, humanistycznym i filozoficznym utożsamił szczęście ludzkie z fizyczną wielkością „dobroć”, a wzór na dobroć układu rezonansowego zamienił na wzór matematyczny na szczęście:

Q = z.S γ/l √ μ/ε = z.S γ/v.t √ μ/ε ,
gdzie z - liczba czynności, które lubimy wykonywać, myśleć o nich lub odczuwać je, S - liczba dróg prowadzących do celu, γ - dzielność w rozwiązywaniu problemów nasuwanych nam przez życie, l - odległość do celu lub obiektu pożądanego (kochanego), v – szybkość osiągania celu, t – czas, w którym osiągamy postawiony sobie cel, μ - przenikalność emocjonalna, asertywność, umiejętność cieszenia się z tego, co było i jest, ε - przenikalność informacyjna, intelektualna.
Twierdzi on, że jest całkowita zgodność tego wzoru nie tylko z wypowiedziami różnych filozofów i myślicieli, ale również z wieloma świętymi księgami oraz z różnymi definicjami szczęścia spotykanymi w literaturze. Ten wzór ujmuje nawet syntetycznie niemalże wszystkie myśli zawarte w różnych kierunkach filozoficznych i religiach na temat szczęścia.


Prostszy wzór na szczęście podali brytyjscy psychologowie na podstawie badań prowadzonych wśród tysiąca osób:
Szczęście = P + (5 E) + (3 H),
gdzie P - cechy charakteru (podejście do życia, zdolność adaptacji, elastyczność), E – ogólna kondycja człowieka (stan zdrowia, finansów oraz życia towarzyskiego). H - potrzeby wyższego rzędu (poczucie własnej wartości, ambicje i poczucie humoru). Stąd wniosek: aby być szczęśliwym, trzeba mieć zaspokojony byt materialny, czuć się kochanym, być optymistą i mieć poczucie własnej wartości.
Uczeni posługują się również globalnym wskaźnikiem szczęścia Happy Planet Index (HPI) w określaniu poziomu szczęśliwości ludzi na całym świecie. Ich zdaniem, poziom ten zależy od dobrostanu człowieka (D), jego prognozowanego wieku przeżycia (WP) oraz czynnika ekologicznego (E):
HPI = D. WP/E.

Według badań z 2012 r. najwyższy poziom szczęśliwości był w Kolumbii, Ekwadorze i Kostaryce, nieco niższy na Kubie; Polska znalazła się na 71. miejscu (pośrodku listy szczęśliwości), a najmniej szczęśliwe jest społeczeństwo Kataru, mimo że w tym kraju jest największy współczynnik milionerów i szeroko rozwinięty socjal (każdy może tam mieć domek za półdarmo, nie płaci się za opiekę medyczną i edukację oraz można zgłosić życzenie załatwienia opiekunki do dzieci na koszt państwa).
A poza tym, psychologowie badają zazwyczaj substytuty szczęścia: zadowolenie, dobre samopoczucie, przyjemność, pozytywne doświadczenie oraz sukces.


Ujęcie filozoficzne. Różni filozofowie dają różne, nawet sprzeczne i wykluczające się odpowiedzi na pytanie, czym jest szczęście. Bierze się to stąd, że u podstaw wyobrażeń o szczęściu leżą różne koncepcje człowieka i etyki. Jeśli np. zakłada się, że człowiek nie jest niczym więcej niż wyżej rozwiniętym zwierzęciem, to szczęścia upatruje się głównie w zaspokajaniu naturalnych potrzeb i popędów. A gdy człowieka pojmuje się jak istotę duchową, to w pojęciu szczęścia akcentuje się duchowe i ascetyczne potrzeby. Tak więc, pojęcie szczęścia zawiera się między hedonizmem (szczęście to przyjemność zmysłowa) a moralizmem (szczęście jest cnotą etyczną).

Ujęcie edukologiczne. W zasadzie nie różni się ono od psychologicznego. Ale pedagogika wychodzi z założenia, że dobre samopoczucie jest dostępne oraz osiągalne i że można się nauczyć jak być szczęśliwym. A zatem, uczucie szczęścia jest nabywane. Wobec tego, badania edukologów koncentrują się na znajdywaniu najprostszych i najskuteczniejszych metod i technik (treningów i warsztatów) kształtowania i rozwijania w sobie optymizmu, poczucia zadowolenia z życia oraz bycia szczęśliwym.
W 2007 r. w Niemczech zapoczątkowano nauczanie przedmiotu „szczęście” w szkołach Heidelbergu i Akwizgranu, żeby przybliżyć uczniom problematykę szczęścia. W jego realizacji uczestniczą nauczyciele języka niemieckiego, religii, etyki, biologii i wychowania fizycznego oraz pomocniczo, z zewnątrz, naukowcy, lekarze, psychologowie, aktorzy i terapeuci. Punktem wyjścia było stwierdzenie: „Szczęśliwi lepiej uczą się”. Szkoda, że takiego przedmiotu nauczania nie wprowadzono wszędzie.


Ujęcie teologiczne. W perspektywie teologii każdej religii szczęście ma wymiar duchowy, a ludzie wierzący w jakiegoś boga znajdują je w relacji do niego albo w obcowaniu z nim. Samo zaś szczęście nie jest dziełem człowieka, lecz darem boga.
Np. w opowieściach Starego Testamentu o Józefie pisze się, że był szczęśliwym w Egipcie, ponieważ Bóg był przy nim i odwrócił jego los. Bóg jest dawcą wszelkiego szczęścia.
Natomiast w Nowym Testamencie w żadnym miejscu nie zostało użyte słowo „szczęście”, chociaż pisze się o dobrym samopoczuciu lub nastroju. Dziwne jednak, że na obrazach (ikonach) twarze błogosławionych, świętych i Chrystusa nie są uśmiechnięte, lecz ponure - wyrażają boleść, cierpienie albo nieczułość, a nie radość lub zadowolenie z błogostanu danego im przez Boga ani ze świętości nadanej przez papieży. Opisy błogosławieństw oraz opowieść o marnotrawnym synu ukazują udane życie, w którym podarowany został ludziom nowy początek; mają oni tworzyć świat, w którym doświadcza się solidarności i sprawiedliwości.

Według nauk islamu, szczęście jest związane z postępowaniem zgodnym z wolą Allaha; osoby prawe są szczęśliwe, zaś grzesznicy nieszczęśliwi w życiu doczesnym i pozagrobowym. W ujęciu teologicznym szczęście jest zawsze określane jako doświadczenie transcendentne.


Ujęcie ekonomiczne. W tym ujęciu szczęście sprowadza się zwykle do posiadania dóbr, pieniędzy, bogactwa. Jednak, czy to czyni człowieka szczęśliwym? Co do tego można mieć wątpliwości, których dowodzi doświadczenie życiowe i biografie bogaczy.
Krytycznie o ekonomicznym rozumieniu szczęścia wypowiada się np. Mathias Binswanger, profesor ekonomii w St. Gallen Universität. Pisze on, że chociaż żyjemy w krajach wzrostu gospodarczego, co zapewnia ludziom większe bogactwo, ale faktycznie, jakby na przekór, życie w nich wcale nie sprzyja szczęściu.
Liczne badania empiryczne dowodzą, że średnie poczucie szczęścia lub zadowolenia w krajach wysoko rozwiniętych już od dawna nie wzrasta mimo stałego wzrostu średnich wynagrodzeń. Najwyraźniej ludzie nie żyją w sposób najlepszy dla nich. Dlaczego? Ponieważ znajdują się stale na czterech „bieżniach szczęścia”: statusu, roszczeń, czasu i wieloopcjonalności.
Na każdej z nich uczestniczą w przyspieszanym galopie za osiąganiem coraz wyższego stanowiska, realizacją większych potrzeb, dokonywaniem coraz lepszych wyborów i bardziej wykorzystanym czasem. A przecież byliby szczęśliwsi, gdyby mieli więcej czasu wolnego dla siebie i samodoskonalenia się.
Poza tym człowiek, który z pobudek ekonomicznych i pod presją konsumpcjonizmu myśli tylko o zarabianiu pieniędzy i robieniu kariery, w rzeczywistości działa niegospodarnie i niewydajnie, bo do maksymalizacji swego szczęścia nie wykorzystuje zasobów, jakie w nim tkwią. Wszak George. B. Shaw stwierdził, że „Ekonomia jest sztuką uczynienia naszego życia najlepszym”, również najszczęśliwszym.


Ujęcie fizykalne. Od dwóch tysięcy lat filozofowie łamali sobie głowy nad pytaniem o szczęśliwe życie i dochodzili do wielu sprzecznych odpowiedzi i dlatego powstał mit, że nie da się stwierdzić, czym jest szczęście. Jednak w ostatnich kilkunastu latach staliśmy się pod tym względem mądrzejsi, ponieważ dowiedzieliśmy się, jak funkcjonuje nasz mózg i jak powstają uczucia.


Badanie szczęścia stało się pożytecznym produktem ubocznym badaczy mózgu. Okazało się, że:

- szczęście to sygnał wynaleziony przez przyrodę, aby nam pokazać, że znaleźliśmy się na właściwej drodze,

- uczucie szczęścia zachęca nas do robienia tego, co dla nas dobre; dzięki temu możemy dowiedzieć się, jakich sytuacji powinniśmy szukać i jakie stwarzać,

- szczęście powstaje nie tylko w mózgu, ale w całym ciele. Z tego względu, można uznać uczucie szczęścia za wrodzone.

Ale w związku z tym, że pedagodzy - i nie tylko oni - uznają szczęście za rzecz nabywaną, powstaje problem, czy szczęście jest wrodzone, czy nabywane. Jednym i drugim trudno odmówić racji. Można go rozwiązać w taki sposób: chociaż uczucie szczęścia jest wrodzone, to można je modyfikować, pomniejszać lub potęgować, jak i manipulować nim w wyniku edukacji i za pomocą odpowiednich treningów oraz różnych bodźców zewnętrznych, np. narkotyków.

Czy uszczęśliwiać ludzi na siłę?

Tyle jest sposobów rozumienia i odczuwania szczęścia, ilu jest ludzi lub zbiorowości ludzkich. A w takim razie stworzenie jakiegoś uniwersalnego standardu szczęścia nie jest możliwe. Praktycznie, w różnych grupach społecznych na różnych terytoriach obowiązują różne, właściwe im różne standardy szczęścia narzucane jednostkom przede wszystkim w wyniku inkulturacji i edukacji. Istnieją więc grupowe (etniczne) i lokalne standardy szczęścia.

W dawnych czasach, kiedy poszczególne grupy etniczne żyły na ściśle wytyczonych terenach i nie kontaktowały się z innymi grupami, miały one jedyne i niezmienne pojęcie szczęścia ukształtowane na podstawie ich wyobrażeń o swoim świecie i życiu. Trwało to tak długo, dopóki nie zaczęły się one przemieszczać i kontaktować z innymi.
W miarę tego, jak postępowała komunikacja z innymi grupami, dowiadywały się one o innych sposobach rozumienia szczęścia. Zrazu wydawały się im obce, dziwne i nie do przyjęcia, ale z czasem, w miarę częstszych kontaktów i lepszego poznania się tolerowały je i akceptowały, a nawet przejmowały. Szczególnie miało to miejsce w grupach otwartych poznawczo i na obce wpływy kulturowe.
Natomiast w grupach hermetycznych przestrzegano tradycyjnego pojmowania szczęścia i do dziś kultywuje się je wśród niektórych plemion i grup, zwanych pogardliwie „dzikimi”, „staroświeckimi”, albo ”ortodoksyjnymi”.

W wyniku rozwoju handlu, przemysłu, techniki i nauki a także podbojów, wojen oraz transmigracji ludności wąskie, grupowe pojmowanie szczęścia ustępowało stopniowo miejsca szerszemu. A w obecnej dobie globalizacji, uniformizacji i homogenizacji populacji świata próbuje się na różne sposoby stworzyć jeden ogólnoświatowy wzorzec szczęścia dla wszystkich ludzi bez względu na różnice etniczne, narodowe, kulturowe, wyznaniowe i osobowościowe.

Inaczej mówiąc, usiłuje się mierzyć szczęście jedną miarką, by móc łatwo uszczęśliwiać ludzi na siłę. I nie tylko ludzi, ale inne istoty żywe, ponieważ ludzki standard szczęścia przenosi się na zwierzęta i rośliny, które będąc szczęśliwymi, podobno lepiej rozwijają się. Oczywiście, uszczęśliwia je nie ze względów humanitarnych ani w trosce o ich życie, tylko ekonomicznych; chodzi o efektywność produkcji w hodowlach i na plantacjach.

Tę powszechną miarę szczęścia ustanawiają nie tylko filozofowie, ale przywódcy religijni, ideologiczni i polityczni a także kulturotwórcy – jedni - utopiści - bezinteresownie mając na uwadze dobro wspólne, drudzy - pragmatycy - z wyrachowania, by zaspokajać swoje ambicje i osiągać ważne dla siebie cele. Jak w ekonomii, tak i na tym polu toczy się ostra walka konkurencyjna. Każdy stara się pozyskać jak najliczniejsze rzesze zwolenników swojego pojęcia szczęścia, żeby zapewnić sobie panowanie nad światem i korzyści wynikające z tego. Dlatego każdy mami ludzi zapewnieniami o zbudowaniu świata, w którym wszyscy bez wyjątku będą szczęśliwi.

W zamiarze uszczęśliwiania świata i ludzi szczególną rolę grały zawsze religie – prorocy, przywódcy i funkcjonariusze kościołów (szamani i kapłani), którzy chcieli koniecznie uczynić z Ziemi raj i zaprowadzić królestwo niebieskie z wszystkimi jego dobrodziejstwami. Oni znajdywali najwięcej zwolenników. Po pierwsze, ponieważ cele, jakie stawiali przed ludźmi – ich wyznawcami – były nieskończenie odległe i niesprawdzalne. W związku z tym wierzy się, że kiedyś z pewnością ziszczą się one w miarę wzrostu liczby wyznawców, intensyfikacji ich wiary oraz postępowaniu zgodnie z przykazaniami religijnymi, by zasłużyć sobie na dar szczęścia. Po drugie, pojęcie szczęścia budowane jest na wartościach ogólnoludzkich i powszechnie uznawanych za najwyższe.

Uszczęśliwiać chcieliby też filozofowie, ale oni sami nie potrafią tego zrobić. Zbyt małą mają moc oddziaływania na masy społeczne, brak im (poza nielicznymi wyjątkami) umiejętności i cech przywódczych, a - co ważne – odpowiednich narzędzi i środków. Za to oddziaływają na świadomość elit i ich przywódców, i dopiero za ich pośrednictwem udaje się im porywać masy za sobą.

Najbardziej chcą na siłę uszczęśliwiać ludzi ideolodzy i politycy. Udają przy tym, zwłaszcza populiści, że mają na względzie wyłącznie dobro wspólne i działają całkowicie bezinteresownie, co jest a priori jawnym fałszem, bo politycy nigdy nie są dobroczyńcami. Jednak masy ufają im i ich programom transformacji społecznych w postaci ”dobrych zmian”, gdyż łudzą się nadzieją, że może akurat te zmiany okażą się naprawdę dobre dla nich.

W pierwszej połowie XX wieku wielcy przywódcy polityczni, jak np. Włodzimierz Lenin, Józef Stalin i Adolf Hitler, wieścili dobre zmiany na skalę światową, ale okazali się tak samo wielkimi oszustami, jak wodzami. Potem inni przywódcy mniejszego kalibru w różnych krajach też chcieli zmieniać ustroje na lepsze, „aby kraj rósł w siłę, a ludzie żyli dostatnio” i by byli szczęśliwi. Też im się to z różnych przyczyn nie udało. Zawsze okazywało się, że osiąganie szczęścia wiąże się z redukcją potrzeb do minimum (tak było w przypadku komunizmu) i że szczęście jednych buduje się nieszczęściu innych (tak było w przypadku faszyzmu).

W czasach współczesnych wiodącą ideologią światową stał się neoliberalizm. Tak, jak przedtem, znowu przywódcy polityczni hołdujący tej ideologii mamią ludzi osiąganiem szczęścia, ale nie dzięki jakiejś partii politycznej (chociaż to też się zdarza, bo trzeba zabiegać o mandat wyborców dla sprawowania władzy), czy państwu, tylko w wyniku własnej aktywności: każdy jest kowalem swego losu.
A więc, szczęście nie jest darem nieba ani państwa, tylko efektem starań jednostki – każdy jest w stanie sam uszczęśliwić się, jeśli zechce. Jednak szkopuł w tym, że to nie tyle zależy od czynników subiektywnych, co od obiektywnych. A przywódcy polityczni w ustrojach liberalnych nie zawsze tworzą warunki sprzyjające osiąganiu szczęścia i przez wszystkich, tylko dla wybranych oni ustanawiają i dyktują standardy szczęścia nie zawsze odpowiadające masom podwładnych.

Podobnie, jak w ustrojach totalitarnych, stosuje się powszechną indoktrynację za pomocą systemu szeroko rozumianej edukacji, reklamy oraz mass mediów, buduje się kult wodzów oraz bogactwa i chce się na siłę uszczęśliwiać ludzkość. W tym dziele prym wiodą Amerykanie, którzy na bazie Pax Americana, ustanawiającego dominację USA w sferze militarnej i ekonomicznej, roszczą sobie pretensje do dominacji i posiadania monopolu w pozostałych sferach życia społecznego. Oni uwierzyli w to, że tylko USA daje gwarancję szczęścia, tak, jak kiedyś hitlerowcy uwierzyli w tezę Johanna G. Fichtego o szczególnej misji narodu niemieckiego, wyrażoną przez poetę Maxa v. Schenkendorfa: „W Niemczech powinno rozkwitać szczęście całego świata”, a Rosjanie, że ZSRR jest gwarantem szczęścia ludzkości.

Uszczęśliwianie całej populacji ziemskiej służy do usprawiedliwiania wojen zaborczych i uświęcania celów wielkomocarstwowych. Historia dowiodła, że zakusy imperialistyczne zawsze kończyły się rozpadem imperiów. Jednak nie zważając na to, Amerykanie na drodze spisków, przemocy i wojen, nieusprawiedliwionych niczym innym, jak tylko żądzą panowania nad światem, dążą do uszczęśliwiania wszystkich na swoją modłę, a w istocie dla swego dobra.
A to wcale nie podoba się wielu krajom, głównie podbitym ekonomicznie lub militarnie, które sprzeciwiają się nachalnej amerykanizacji, tak jak dawniej faszyzacji i komunizacji.

Żyli sobie szczęśliwie Indianie i Majowie pod opieką sowich bogów, dopóki kolonizatorzy, konkwistadorzy i misjonarze nie zaczęli ich nawracać na chrześcijaństwo i uszczęśliwiać na swój sposób, a oponentów masowo mordować.

Żyli ludzie szczęśliwie w socjalizmie kilkadziesiąt lat, dopóki po transformacji ustrojowej zaczęło się uszczęśliwianie ich przez kapitalistów. Zgodnie i na swój sposób szczęśliwie żyły narody i grupy etniczne w ZSRR do czasu, gdy po jego rozpadzie zaczęto szerzyć ideologię nacjonalizmu i ksenofobii.

Żyli Arabowie w Iraku, Libii, Egipcie i Syrii, szczęśliwi w pojęciu islamu, dopóki Amerykanie nie napadli na nich i zmusili do uznania standardu szczęścia obowiązującego w kulturze zachodniej i w chrześcijaństwie. Arogancja uszczęśliwiaczy bierze się stąd, że oni zawsze wiedzą lepiej, czego ludziom do szczęścia brakuje. Nieproszeni o pomoc w tym względzie, litują się nad losem ludzi inaczej myślących i czujących i przymuszają do ich do zmiany poglądów na szczęście.

Neoliberalizm uczynił szczęście jednostki jej wytworem. W związku z tym chce ona wiedzieć, jak ma osiągać szczęście. Pojawiło się masowe zapotrzebowanie na metody i techniki osiągania szczęścia. W odpowiedzi na ten swoisty rynek potrzeb pojawili się liczni oferenci - znawcy sposobów osiągania szczęścia: wykształceni psychologowie, psychiatrzy, psychoanalitycy i terapeuci, ale też zwykli naciągacze, jak np. wróżbici, którym ludzie nie żałują pieniędzy za receptę na szczęście albo za poradę jak być szczęśliwym w pracy i w szkole, w łóżku i przy stole, itd. Powstały też liczne organizacje zajmujące się świadczeniem szczęścia, nawet międzynarodowe, jak np. „Global Happiness Organization” i „Action for Happiness”. Zaistniał ogromny i bogaty rynek usług uszczęśliwiania.

Podaje się wiele recept na szczęście: wegetarianizm, ubóstwo, redukcja potrzeb do minimum, asceza, kontemplacja, medytacje, pogarda dla dóbr materialnych, rezygnacja z konsumpcyjnego stylu życia itd. Jest ich tyle, że można się pogubić. Świadczeniodawcy szczęścia manipulują ludźmi, jak chcą. A prawda jest taka, że chyba żadnemu nie udało się nikogo uszczęśliwić a ich akcje nie doprowadziły do jakiejś moralnej odnowy społeczeństwa.

Najlepiej samemu decydować o tym, kiedy, jak bardzo i dlaczego chce się być szczęśliwym we własnym rozumieniu szczęścia, które nie jest gorsze ani lepsze od innych. Jedni upatrują szczęścia w pracy, drudzy w leniuchowaniu, trzeci w seksie, czwarci w obżarstwie, a inni w surfowaniu w Internecie itd.

Trzeba pozwolić każdemu być szczęśliwym na swój sposób i w takim stopniu, w jakim sam potrafi uszczęśliwić się. W przeciwnym razie, szczęściem nie będzie dostawanie tego, co chcemy, tylko chcenie tego, co się nam daje. Wówczas o szczęściu jednostki decydować będą darczyńcy i uszczęśliwiacze. A to przeczy podstawowej tezie liberalizmu, że szczęście jednostki jest jej tworem i zależy tylko do niej samej. Okazała się ona kolejnym kłamstwem ideologów.
Wiesław Sztumski