banner


Epoka człowieka w aspekcie przyrodniczym


sztumski2017Ludzie stale dokonywali zmian w swoim środowisku przyrodniczym, a one zawsze przyczyniały się do jego destrukcji i destabilizacji polegającej na zakłócaniu równowagi w przyrodzie.

Z początku skutki tych zmian były niedostrzegalne, później, stopniowo stawały się coraz bardziej widoczne i odczuwalne. Począwszy od rewolucji neolitycznej (ok. 10 -12 tys. lat temu) były już znaczne, w okresie rewolucji przemysłowej (od ponad 200 lat temu) – gruntowne, a obecnie są już tak wielkie i radykalne, że wzbudziły uzasadniony niepokój o przyszłość globalnego ekosystemu i ludzkości.
Ingerencja ludzi w procesy przyrodnicze, w wyniku której postępuje niszczenie mechanizmów homeostazy podtrzymujących prawidłowe funkcjonowanie przyrody, osiągnęła taki poziom, że w 2000 r. Paul Crutzen (holenderski chemik atmosfery, meteorolog i noblista z 1995r.) oraz Eugene F. Stoermer (amerykański biolog) postanowili wyróżnić w holocenie nowy okres klimatyczny i nazwać go antropocenem.

Zazwyczaj geologowie mówią o nowej epoce wtedy, gdy są w stanie rozpoznać zmiany, jakie dokonały się w historii osadów geologicznych, tzn. gdy daje się wyraźnie odróżniać jedne osady od drugich, stare od nowych. Reinhold Leinfelder (geolog, paleontolog i geobiolog z Freie Universität Berlin) twierdzi, jakoby sztuczne osady geologiczne wytwarzane przez ludzi zaczęły pojawiać się kilkadziesiąt lat temu. Pisze on, że w berlińskiej dzielnicy Grunewald znajduje się 120-metrowa Diabelska Góra (Teufelsberg) usypana z prawie 30 mln metrów sześciennych gruzu wojennego i budowlanego w latach 1950-1972.

To najwyższe wzniesienie Berlina jest klasycznym przykładem zakłócania przez człowieka naturalnego uporządkowania osadów geologicznych i materialnym dowodem na pojawienie się nowej geostratygraficznej jednostki, zwanej antropocenem, która jeszcze rok temu była nieformalną jednostką czasu geologicznego.
Dlatego twierdzi on, że epoka człowieka zaczęła się w Berlinie, kiedy zaczęto usypywać to wzgórze. Jednakże co do tego można mieć zastrzeżenia, ponieważ sztuczne góry-wysypiska powstawały już wcześniej w innych miejscach, zwłaszcza na terenach górniczych (hałdy), a jeszcze wcześniej w holocenie nasz gatunek dokonywał zmian ekosystemów na dużą skalę, np. w wyniku rozwoju agrokultury, wyrębu lasów oraz polowania na dużych roślinożerców. Niemniej były to zmiany o charakterze lokalnym.
Dopiero po zakończeniu II Wojny Światowej przybrały one wymiar globalny oraz całkiem nową jakość. Stało się tak w wyniku „wielkiego przyspieszenia", tj. utrzymującego się aż do dzisiaj okresu gwałtownego wzrostu praktycznie wszystkich parametrów rozwoju technicznego i gospodarczego.

Odtąd ludzie zaczęli ingerować w dzieje geologiczne nie tylko w jednym wymiarze nawarstwiania się osadów, ale w wielu innych. A więc, epokę antropocenu można by datować odkąd człowiek zaczął wyjątkowo wyraziście odciskać swoje piętno na ojczystej planecie i przekształcać ją w sposób znaczący.
Stało się to możliwe przede wszystkim dzięki wykorzystywaniu energii atomowej. Dlatego Jan Zalasiewicz (starszy wykładowca paleobiologii w University of Leicester), sugeruje, żeby za dokładną datę początku epoki człowieka przyjąć umownie 16 lipca 1945 r., ponieważ wtedy armia USA dokonała pierwszej próby broni jądrowej w Alamogordo w Nowym Meksyku. Dwudziestu pięciu innych naukowców razem z J. Zalasiewiczem stwierdziło, że na podstawie symptomów geologicznych, dostępnych od połowy dwudziestego wieku, można uznać ten termin za „stratygraficznie optymalny" dla zapoczątkowania antropocenu.

Antropocen definiuje się jako aktualny okres czasu, w którym działalność człowieka wywiera znaczący wpływ na globalne środowisko (ekosystem Ziemi). Dowodem stratygraficznym na oficjalne odróżnienie tego nowego okresu dominacji ludzi w epoce holocenu są klimatyczne, biologiczne i geochemiczne ślady aktywności człowieka w osadach geologicznych i rdzeniach lodowych. Składowanie nowych materiałów i radionuklidów, jak również spowodowana przez ludzi modyfikacja procesów sedymentacyjnych świadczą o tym, że antropocen faktycznie datuje się od około połowy dwudziestego stulecia. A coraz więcej danych z kolejnych kilkudziesięciu lat potwierdza jego intensywny rozwój, który przebiega proporcjonalnie do postępu naukowego i technicznego.

Epoka człowieka w aspekcie społecznym

Termin „epoka człowieka” nie odnosi się tylko do wymiaru przyrodniczego, w szczególności geologicznego. Ma również wymiar społeczny. Ludzie coraz mocniej ingerują w swoje środowisko społeczne - lokalne i globalne. W związku z tym, zakres terminu „antropocen" uległ rozszerzeniu i stał się popularnym terminem, którym posługują się naukowcy oraz media dla określenia tego okresu historii, kiedy człowiek wywiera znaczący wpływ na system ziemski (środowisko ludzi, zwierząt i roślin) i pozaziemski (około planetarny). Ale także na dynamikę procesów zachodzących w przyrodzie (zmiany klimatyczne, nasycanie atmosfery, wody i gleby substancjami toksycznymi), w społeczeństwie (procesy cywilizacyjne, gospodarcze i kulturowe) oraz na człowieka (przemiany cielesne, intelektualne, emocjonalne i duchowe), a w ostatecznym rachunku - na los ludzkości i przyszłość świata.

Epoka antropocenu ma charakter wielowymiarowy i dlatego wymaga zarówno badań systemowych w ramach wielu różnych subdziedzin nauki, jak i większego zainteresowania ze strony społeczeństwa, a w szczególności elit władzy.
Wiele jest symptomów niszczenia środowiska społecznego przez ludzi tak istotnych i groźnych, że bez zastrzeżeń można je uznać za świadectwa nowej epoki – antropocenu.

Ludzie zaczęli pustoszyć swoje środowisko społeczne w znaczącym stopniu od początków kapitalizmu, tj. od XVI wieku. Ale dopiero od kilkudziesięciu lat ingerencja kapitału w życie prywatne i społeczne ludzi oraz we wszystkie obszary społeczne (politykę, moralność, religię itd.) przybrała niesłychane rozmiary. Można przypuszczać, że w przyszłości będzie jeszcze bardziej się nasilać.
Od drugiej połowy ubiegłego wieku zaczęło postępować nie notowane wcześniej niszczenie środowiska społecznego, na coraz większą skalę i w coraz wyższym stopniu, szybciej i bardziej niż przyrodniczego. (Nb. tylko ludzie, w odróżnieniu od zwierząt, niszczą świadomie swoje siedliska i z tej racji są o wiele głupsi od nich). A mimo to, że zdegradowane środowisko społeczne jest coraz bardziej doświadczane na co dzień w sensie negatywnym i niekorzystnie odbija się na zdrowiu (np. notuje się szybki wzrost chorób cywilizacyjnych i psychicznych), to - rzecz dziwna - nie budzi jeszcze w masach tak wielkich obaw, jak niszczenie środowiska przyrodniczego.

O ile do destrukcji środowiska przyrodniczego przyczynia się postęp nauk przyrodniczych i techniki w ogóle, to do destrukcji środowiska społecznego przyczynia się postęp w dziedzinach psychologii i nauk społecznych oraz w zakresie technik oddziaływania na świadomość i podświadomość. Także - coraz szybsze tempo pracy i życia ludzi. Oprócz tego, środowisko społeczne niszczeje pod wpływem wielu czynników ekonomicznych, politycznych i ideologicznych.
Ze względu na to, że udział ludzi w destrukcji środowiska społecznego wzrósł znacznie w rozwiniętym kapitalizmie wskutek akumulacji kapitału, Jason W. Moore (socjolog z Binghamton University) proponuje, żeby tę fazę rozwoju epoki człowieka wyróżnić nazywając ją „epoką kapitału”, czyli „kapitalocenem”, ponieważ stanowi ona punkt zwrotny w historii ludzkości.
Odkąd człowiek zaczął działać w holocenie w warunkach rozwiniętego kapitalizmu i przekształcił się w homo oeconomicus, nie tylko wywiera piętno na tej epoce, ale powoduje wątpliwej wartości, bezmyślne i nieodwracalne zmiany w środowisku lokalnym i globalnym.

Wirtualizacja – nowa faza antroposfery

Ludzie zawsze tworzyli swoje światy i tworzą nowe; jedne realistyczne, odzwierciedlające świat sensoryczny, a inne fantastyczne. Przedstawiali je ogółowi w postaci dzieł sztuki i utworów literackich, mniej lub bardziej zrozumiałych. Każdy ma swój subiektywny świat indywidualny - intymny i konceptualny, którego tylko sam może doświadczać i komunikować się z nim.
Społeczności też tworzą swoje światy, które są sumą czy raczej syntezą światów indywidualnych. Są one intersubiektywne i dlatego dostępne poznawczo i komunikacyjnie dla osób wchodzących w skład owych społeczności, a w miarę wzrostu ich liczebności i spójności kulturowej ulegają coraz większej obiektywizacji.
W światach utworzonych przez siebie – namiastkach świata sensorycznego – pozostawiają ślady swojego oddziaływania w postaci odpowiednich przekształceń.

Jeśli prawdą jest, że ludzie są twórcami świata wierzeń religijnych, zwanego potocznie „niebem”, to ingerują również w niego, powołując do istnienia bóstwa, aniołów, świętych itp. istoty i zjawiska nadprzyrodzone. Przypisują im różne cechy oraz komunikują się z nimi, przynajmniej w czasie modlitw i obrzędów liturgicznych.

Jednak te światy, mimo tego, że „napiętnowane” przez człowieka, różnią się zasadniczo od świata wirtualnego, w którym mieszają się elementy realizmu i fantazji i z tej racji nie mają nic wspólnego z epoką antropocenu.
Antropocen jest bowiem specyficznym okresem w dziejach przyrody i ludzkości, na co zwracałem uwagę wyżej.
W aspekcie społecznym antropocen nie jest epoką jednolitą, niepodzielną. Można wyróżnić w niej pewne fazy lub odmiany w zależności m. in. od tego, co rozumie się w danym czasie przez słowo antropos. Bo, chociaż w sensie biologicznym znaczy zawsze to samo - człowieka rozumnego z gatunku homo sapiens, to w sensie społecznym nie jest ono jednoznaczne.
W miarę ewolucji społecznej antropos przybiera wiele znaczeń. Akcentuje się w nich ten przymiot człowieka, który z jakiegoś względu jest istotny w danym kontekście historycznym: homo faber, homo oeconomicus, homo horologicus, homo ludens, homo virtualis i kilka innych.

We fragmentacji antropocenu szczególną rolę odgrywają dwie odmiany antropos. Jedna to homo oeconomicus, czyli człowiek działający zgodnie z zasadą maksymalizacji osiąganych zysków i dokonujący wyborów ze względu na ich wartość ekonomiczną.
Drugą jest homo virtualis, czyli „e-człowiek”. Nie jest to cyborg, lecz człowiek znajdujący się w świecie wirtualnym, albo uwikłany w różne sieci komputerowe. Pierwszy zapoczątkował odmianę antropocenu, zwaną „epoką kapitału” („kapitalocenem”), a drugi – epokę świata wirtualnego, którą przez analogię proponuję nazwać „virtualocenem”.
Jeden i drugi przyczynia się walnie do destrukcji środowiska społecznego, ale ten drugi chyba bardziej. Oczywiście, każdy z nich ma też pewne zalety, dzięki którym dokonuje się postęp cywilizacyjny i techniczny oraz racjonalizuje się gospodarka.

Na pewnym szczeblu ewolucji cywilizacyjnej i postępu technicznego w dziedzinie nowoczesnych technologii i urządzeń technicznych „człowiek ekonomiczny skonstruował komputery, techniki informatyczne oraz Internet. Stało się to około ćwierć wieku temu. Tym samym powołał do życia absolutnie nową rzeczywistość – świat wirtualny.
Jest on symulacją środowiska rzeczywistego (sensorycznego), dokonywaną przez użytkowników komputerów. Jego składnikami są różne istoty i przedmioty wirtualne: awatary, ikony, emotikony („syntetyczne wyrazy”), e-sklepy, e-pieniądze, e-książki, e-banki e-szkoły, e-czasopisma, portale publicystyczne i społecznościowe (facebook, linkedin, twitter), serwisy internetowe, komunikatory itp.
Można go doświadczać – poznawać, badać, aktywnie uczestniczyć w jego funkcjonowaniu i kształtowaniu oraz w jego obrębie komunikować się z innymi użytkownikami komputerów.

Mark W. Bell (Indiana University), dokonawszy syntezy kilku reprezentatywnych definicji cząstkowych, zaproponował taką definicję: "świat wirtualny to synchroniczna, trwała sieć ludzi przedstawianych za pomocą awatarów, funkcjonująca dzięki systemowi komputerów połączonych ze sobą".
Ludzie stworzyli nowy rodzaj sieci wirtualnych zależności i relacji międzyludzkich, dzięki którym epoka człowieka uzyskała nową jakość. Wirtualnymi światami są trwałe internetowe, komputerowo renderowane przestrzenie (ich realistyczne obrazy komputerowe), zaludniane przez setki, tysiące, a nawet miliony ludzi naraz.

Wirtualny świat to przestrzeń tworzona na użytek społeczności internetowej, która postrzega i odczuwa go prawie tak samo, jak świat realny. Wskutek tego, w wielu przypadkach nie uświadamia sobie granic między światem wirtualnym a realnym.
Dzięki komputerom i odpowiednim programom można tworzyć wiele różnych światów wirtualnych, a składniki świata wirtualnego wyposażać w dowolne, zazwyczaj wyimaginowane, właściwości różniące się od realnych właściwości ich korelatów znajdujących się w świecie rzeczywistym. W szczególności, w światach wirtualnych nie muszą obowiązywać prawa fizyki.

Świat wirtualny jest szczególnym rodzajem środowiska sztucznego, będącego wytworem myśli ludzkiej, wspomaganej komputerowo. Jak każde środowisko sztuczne, stwarza wiele zagrożeń. Jest ich nie mniej niż w świecie sensorycznym (realnym) i są one równie poważne.
Przebywanie w środowisku wirtualnym jest szkodliwe dla zdrowia fizycznego, gdyż wywołuje różne schorzenia wynikające z siedzącego trybu życia. Przyczynia się też do wzrostu chorób psychicznych (stresów, nerwic i depresji), gdyż w świecie wirtualnym pełno jest horroru, hejtów i zasadzek, a gry komputerowe wymuszają coraz szybsze tempo.
Również niekorzystnie wpływa na psychikę przeciążenie informacyjne w wyniku zalewu informacji rosnącego w zastraszającym tempie. O ile w końcu XX wieku ogólna ilość informacji produkowanych rocznie w świecie wynosiła 250 MB, a w 2006 r. - 150 GB, to obecnie szacuje się ją grubo ponad 1EB, a więc, w ciągu ćwierć wieku wzrosła bilion-krotnie.

Skutki infoholizmu

Wielogodzinny kontakt z światem wirtualnym wpędza w chorobę komputerową lub internetową i z czasem przeradza się w nałóg. Pojawiła się nowa generacja uzależnień od komputera i Internetu, tzw. infoholizm, którego przejawem jest uzależnienie się od związków wirtualnych. Prowadzi to do utraty realnych kontaktów z realnymi ludźmi. Człowiek nie zauważa nawet, kiedy zostaję wplątany w sieci, z których trudno mu się wydostać.

Problem ten staje się coraz poważniejszy i narasta głównie wśród dzieci i młodzieży. Infoholicy, podobnie jak alkoholicy i narkomani, tracą kontrolę nad swoim zachowaniem. Świat wirtualny jest skutecznym narzędziem służącym do manipulowania ludźmi. Ostatnie kampanie wyborcze w USA i w naszym kraju pokazały, jak perfekcyjna agitacja internetowa pomogła wygrać wybory prezydenckie. Sama manipulacja nie jest czymś nagannym – ludzie zawsze byli manipulowani przez kogoś – ale staje się niebezpieczna, gdy służy masowemu ogłupianiu i ubezwłasnowolnieniu umysłowemu.

Przebywanie w świecie wirtualnym rozleniwia ludzi pod względem cielesnym, bo unieruchamia ich przed komputerem, ale i intelektualnym, bo eliminuje wysiłek umysłowy w wyniku posługiwania się zaprogramowanymi algorytmami, modelami i stereotypami.
W świecie wirtualnym działa coraz więcej hakerów, oszustów, organizacji przestępczych i złodziei danych osobowych. Coraz częściej spotyka się fałszywe witryny, które przypominają witryny oficjalne, ale zawierają szkodliwe pliki. Szerzy się erotomania internetowa oraz pedofilia (grooming), która jest szczególną kategorią relacji pomiędzy dorosłymi i dziećmi w Internecie, mającą na celu uwiedzenie seksualne dziecka.

Duże niebezpieczeństwo, głównie dla dzieci i młodocianych, kryją w sobie gry i zabawy komputerowe (sieciowe). Ostatnio pojawiają się takie, które kończą się samookaleczeniem, albo samobójstwem ich uczestników. W świecie wirtualnym szerzy się zjawisko cyberprzemocy - prześladowania, zastraszania, nękania i wyśmiewania innych osób za pomocą technik informatycznych i komunikacyjnych, takich jak sms, mms, e-mail, witryny internetowe, fora dyskusyjne, blogi, komunikatory i czaty. Ponadto, przebywanie w świecie wirtualnym skutkuje utratą poczucia realnego czasu zacieraniem granic między światem sensorycznym a pomyślanym, między faktem a fikcją. Wszystkie te zagrożenia świadczą o tym, że za sprawą ludzi świecie wirtualnym rozwija się dynamicznie nowa i powszechna patologia społeczna.

Dystopijna konkluzja

Wydawałoby się, że w epoce człowieka, która charakteryzuje się niezwykle silną ingerencją ludzi we wszystkie obszary środowiska życia, przeważać będą zmiany korzystne. Przecież homo sapiens dzięki postępowi wiedzy i techniki powinien działać mądrze dla dobra swojego i swego oikos. Ale okazuje się, że jest to tylko kolejna utopia w historii ludzkości.
Faktycznie w epoce antropocenu aktywność ludzi ulegających presji konsumpcjonizmu jest coraz bardziej nierozważna. Jest wręcz głupia, ponieważ jej skutkiem jest narastająca destrukcja i patologia środowiska społecznego, kulturowego oraz duchowego. Budzi wciąż bardziej uzasadnioną obawę o przyszłość naszego gatunku, gdyż - jeżeli nic się nie zmieni - może konsekwentnie prowadzić do globalnego kryzysu ekologicznego i zagłady ludzkości.
W związku z tym, jak najbardziej na czasie jest prorocza przestroga Ralpha Waldo Emersona, amerykańskiego eseisty, poety i filozofa, wypowiedziana jeszcze w połowie XIX wieku: „Rasa ludzka wyginie ostatecznie od choroby zwanej cywilizacją”. Dobrze byłoby, żeby się nie spełniła, bo choć nie jest to niemożliwe, to dopóki ludzie nie zmądrzeją - bardzo prawdopodobne.
Wiesław Sztumski