banner

Czyli czy w Warszawie będzie park technologiczny?

Na spotkaniu (22.04.09.) dziennikarzy Oddziału Warszawskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy RP z prezydent Warszawy, Hanną Gronkiewicz-Waltz redakcja nasza poprosiła panią prezydent o przedstawienie stanowiska władz miasta na temat planów utworzenia (przez poprzedniego prezydenta) parku technologicznego, mającego powstać na Łuku Siekierkowskim w Warszawie.

Hanna Gronkiewicz Waltz powiedziała;

W zeszłym tygodniu Rada Miasta uchyliła uchwałę, która powołała Technoport w kształcie, w jakim dotąd był, czyli spółki, dysponującej ponad 40 ha obszaru zupełnie nieskanalizowanego, bez infrastruktury na Łuku Siekierkowskim. Początkowo nie chcieliśmy tego likwidować, chcieliśmy spróbować uratować tę inwestycj, stąd próbowaliśmy się wzorować na helsińskim parku technologicznym, choć tam tworzono technopark zupełnie inaczej - nie odgórnie, ale oddolnie. Najpierw zebrano przedsiębiorców, którzy wiedzieli, co zamierzają produkować. Nie chcąc likwidować, podjęliśmy próby ratowania, zaczęliśmy rozmowy z podmiotami m.in. z obszaru IT. Ale od chwili, kiedy kryzys zaczął pukać do USA - a te podmioty stamtąd się wywodziły - sytuacja zaczęła się komplikować, rozmywać. Jeszcze liczyliśmy, że może tam wejdzie laboratorium kryminologiczne MSWiA, ale niestety, to nie wyszło, choć to wysoko innowacyjna dziedzina. W związku z tym będziemy to przedsięwzięcie realizować inaczej, poprzez dwustronne porozumienia, a nie na wzór Doliny krzemowej. Zwrócimy się do PW i UW z konkretnymi ofertami na konkretny temat. Bo taka ogólna formuła jaka była, czyli wszystko i narzucone odgórnie, nie sprawdziła się nigdzie na świecie. Niestety, na ten projekt wydawane były coraz większe pieniądze z budżetu miasta, i kiedy po kilku miesiącach to spostrzegliśmy, zleciliśmy kontrolę budżetu tego przedsięwzięcia, co skończyło się oddaniem sprawy do prokuratury. Na Łuku Siekierkowskim nic się nie będzie na razie budować, nie przewiduje się tam budowy infrastruktury, bo teren ten jest zupełnie nieprzygotowany pod inwestycje, a trudno sobie wyobrazić, żeby zatrzymać np. prace MPWiK w oczyszczalni Czajka i wszystkie siły skierować do pracy na Łuku, skoro Czajka jest priorytetem - także z powodu dotacji unijnych. Podobnie jest z budową spalarni - też inwestycji priorytetowej z uwagi na możliwość płacenia przez miasto kar.

Od redakcji:

Warto przypomnieć, że historia tworzenia parku technologicznego w Warszawie jest długa, ma co najmniej kilkanaście lat, a miejsca lokalizacji parku zmieniały się kilkakrotnie - od obecnego kampusu Ochota i terenów WAT, po osławioną już lokalizację Siekierkowską. Prawie się za to nie zmieniały koncepcje, czym ma być taki park -- miało to być miejsce do lokowania podmiotów gospodarczych działających w obszarach wysokich technologii, a nawet wysokiego ryzyka inwestycyjnego, dające schronienie i opiekę prawną i administracyjna młodym wynalazcom i innowatorom, firmom, które miały wprost pączkować z uczelni, inkubatorom przedsiębiorczości, czyli - rodzajem strefy ekonomicznej dla innowacyjnych przedsięwzięć, wdrożeń. Silnie temu patronowała PARP, która nie żałowała (i nie żałuje, bo to pieniądze unijne) pieniędzy na wątpliwej jakości szkolenia przyszłych lokatorów takich parków i ich menedżerów.

W Polsce powstało ok. 10 takich parków, wszystkie były tworzone odgórnie, czyli najpierw zabudowano green field, a potem próbowano ściągnąć podmioty gospodarcze - zupełnie inaczej niż na świecie. Niektóre parki - np. gdański, zbudowały nawet bogatą infrastrukturę na zachętę dla przyszłych beneficjentów licząc, że młodzi absolwenci uczelni Trójmiasta hurmem będą atakować drzwi do dyrekcji tego parku. Nie atakują jednak nigdzie. Pierwsze parki ratowały się czym mogły - także bardzo nieinnowacyjnymi przedsiębiorstwami, działalnością deweloperską, szkoleniami. Niektóre - jak poznański - żyją dzięki pracom wykopaliskowym archeologów na terenach budowanych autostrad. Inne - w dużej mierze dzięki zgrabnym działaniom propagandowym. I jedynym sukcesem jest fakt, iż całkiem spora grupa ludzi żyje z parków technologicznych, które nie działają. Jest to niewątpliwy sukces biurokracji w zwalczaniu bezrobocia.

Park warszawski w kształcie nadanym przez poprzedniego prezydenta stolicy był piłką rzuconą na rakietę wyborczą Lecha Kaczyńskiego (powiedzenie to w Warszawie ma już długą tradycję, sięgającą czasów prezydenta Wyganowskiego, rzucającego piłkę na rakietę wyborczą Lecha Wałęsy). Piłka była atrakcyjna propagandowo, choć zupełnie nierealistycznie pomyślana, z czego zdawano sobie od początku sprawę. I bardzo droga (ok. 500 mln zł). Pożywiło się przy jej rzucaniu sporo instytucji i osób. Miejmy nadzieję, że przynajmniej dowiemy się, ile nas to kosztowało i komu to zawdzięczamy.

Anna Leszkowska

 

oem software